Menu główne

ava1

LOGO LIBRUS poziome

JUBILEUSZOWA KSIĘGA WSPOMNIEŃ

Jubileusz szkoły jest okazją do wspomnień, które choć minione zawsze pozostają w pamięci. Chociaż czas je porządkuje, czasem dodaje blasku, jednak dźwięk szkolnego dzwonka przywołuje ponownie te chwile. Różne są więzy, ale zawsze mają zabarwienie emocjonalne. Trudno, bowiem być obojętnym wobec miejsca, w którym zostawiło się część życia. 

 „Wspomnienia są kartą historii
i stanowią skarbnicę przeszłości
głęboko zakorzenionej w sercach
i pamięci ludzkiej ...″
 


Robert Sowa  Robert Sowa
 Absolwent z roku 1984

 PODZIĘKOWANIE PROSTO Z SERCA 
 
 W 1984 ukończyłem naukę w Zespole Szkół Gastronomicznych nr 1 w Krakowie - Nowej Hucie…. Już w szkole podstawowej wiedziałem, że po jej ukończeniu będę kontynuował naukę w tej właśnie szkole gastronomicznej. Wszyscy moi koledzy z lat 80 - tych uważają, że jest to jedna z najlepszych placówek kształcących przyszłych pracowników polskiej gastronomii i hotelarstwa.
  Dzisiaj, już jako absolwent Wyższej Szkoły Hotelarstwa i Gastronomii w Poznaniu, uważam ukończenie szkoły gastronomicznej i zdobywanie fachowej wiedzy praktycznej w tak znamienitych restauracjach tamtych czasów jak: Hawełka, Staropolska, Warszawianka, Hotel Cracovia - za najlepszą szkołę życia, jaką mogłem otrzymać.
  Nigdy nie zapomnę pierwszych kruchych ciasteczek przygotowywanych w pracowni technologicznej pod surowym okiem Pani Profesor Sobejko…. Wszystkich moich Nauczycieli do dziś wspominam jako wspaniałych, wybitnych Pedagogów, którzy wyposażyli mnie w gruntowną wiedzę oraz zaszczepili chęć do dalszego doskonalenia się. Bardzo pomogło mi to w budowaniu mojej kariery zawodowej.
  Mam nadzieję, że trud Pedagogów, włożony w moją edukację, jest powodem do dumy i zadowolenia, a moja skromna osoba może być przykładem dla całego młodego pokolenia uczniów tej szkoły, że wyniesiona w młodości wiedza, poparta ciągłym rozwojem warsztatu zawodowego w połączeniu z ciężką pracą - przynosi sukces i zawodową satysfakcję.


 Z wyrazami szacunku i kulinarnymi pozdrowieniami
   
 Wspominał Robert Sowa 

  Małgorzata Mochel
  Nauczyciel od 1998 r.

  „Dla nauczycieli najważniejszy musi być drugi człowiek"

  Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą (…) 
  najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje
  potem cisza normalna więc całkiem nieznośna 
  jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy 
  kiedy myślimy o kimś zostając bez niego (…)  

                                ks. Jan Twardowski  


  W pierwszej chwili pomysł napisania czegoś o sobie i moim związku ze szkołą, w której uczę języka polskiego tylko lub aż dziewięć lat, nie wydał mi się dobry. Zabiegana matka dwójki maluchów, obarczona natłokiem osobistych spraw, a bo to … Magdalenka ma zapalenie gardła, Igusię boli brzuszek, Madzia ząbkuje… to sfera rodzinna absorbowała mnie bardzo w tym roku. Ale przecież moja szkoła … to także moje życie.
  Kiedy po drugim urlopie macierzyńskim wkraczałam w szkolne mury w październiku 2006 roku , wydawało mi się , że nic nie będzie w stanie zdominować rodzinnego życia. Jakże się pomyliłam. Już w listopadzie nastąpiła uroczysta Inauguracja Roku Jubileuszowego, a z nią, niezwykły nawet jak na warunki szkolne, ruch i natłok obowiązków.
  Jubileusz sprawił, że wszyscy (mam na myśli grono pedagogiczne) zaczęliśmy intensywniej myśleć o szkole, spoglądać wstecz, analizować nasze zachowanie i nasze relacje z ludzmi. Jubileusz sprawił, że każdy z nas dokonał jakiegoś małego rozrachunku, wspominał ludzi, z którymi przyszło mu pracować, a którzy już odeszli.
  Myślę tutaj szczególnie o pani dyrektor mgr Elfridzie Wątorek , która przyjmowała mnie- młodziutką, mającą za sobą krótki staż pedagogiczny w innych szkołach – do pracy w roku 1998. Nie sposób wymazać z pamięci Jej życzliwości, opanowania, dyplomacji i życiowej mądrości.

  Myślę także o gronie starszych ode mnie nauczycielek - polonistek - skrajnie różnych natur i żywiołów, z którymi przyszło mi się zetknąć. Los sprawił ,że wszystkie musiały odejść ze szkoły. Wspomnę tutaj o pani Janinie Dworzyckiej , z którą łączyło mnie zaledwie kilka spotkań na szkolnym korytarzu. Sprawiała wrażenie osoby sumiennej, skrupulatnej i kompetentnej. 
  Ciągle pamiętam o emanującej ciepłem, dobrocią i specyficznym humorem pani Marii Gmys , o energicznej, żywiołowej i optymistycznej pani Barbarze Jaroszewskiej- Pudlik, a przede wszystkim o sobie, która nie doczekała Roku Jubileuszowego, bo … odeszła do wieczności.
  Nigdy nie myślałam, że tak będzie mi brakować Ewy Mynarskiej . Kiedy była - dyskretnie przyglądała się moim polonistycznym dokonaniom, wspierając mądrym słowem, czy choćby uśmiechem, zostawiła pustkę i sprawiła, że my - młode polonistki - zawisłyśmy w swoistej próżni. Żyje we wspomnieniach wielu osób - nauczycieli i uczniów. 
Jej serdeczna przyjaciółka - mgr Maria Salwińska powiedziała mi ostatnio, komentując tę za wczesną śmierć:
Podobno z Panem Bogiem się nie dyskutuje. I to musi nam wystarczyć .
I zapis w sercu.  
  Kiedy bliska mi duchowo pani Maria Grys odchodziła na emeryturę, zacytowała słowa jednej z bohaterek granicy Zofii Nałkowskiej: Wszystkiego się spodziewałam, ale tego, że będę stara, to nigdy. Pamiętam, że część grona miała w czasie Jej przemówienia łzy w oczach. Bo przecież tyle było w niej pogody ducha, tyle mogłaby jeszcze dać z siebie młodzieży.
  Mam to szczęście, że lubię ludzi i czasem, nawet kosztem siebie, angażuję się w ich sprawy. Podobnie osobiście odebrałam tegoroczne pożegnanie nauczycieli. Wiem, że większość grona myślało tak samo - wystarczyło w czasie konferencji popatrzeć na twarze tych, którzy przemawiali i tych, którzy słuchali. Wzruszenie często odbierało głos i nikt nie wstydził się emocji. Takie chwile są rzadkie, ale… takie chwile są piękne, takie chwile są potrzebne.
  Niebawem ucichną echa Jubileuszu, szkoła zacznie znowu żyć zwykłym rytmem małych, mrówczych spraw, które owocują często wielkimi rzeczami.

  Szkolna codzienność jest niejednokrotnie szara, ale - zwłaszcza dla nauczyciela polonisty – stanowi swoiste wyzwanie. 
Spotykamy się z rozmaitymi problemami, przychodzi nam oceniać i wyrażać opinie na temat bardzo różnych uczniów – od naprawdę zdolnych – rozwiniętych humanistycznie do …. słabych i nieinteresujących się literaturą, a wręcz wyrażających głośno swe niezadowolenie:
Bo, pani profesor, kto by dzisiaj” dziady” czytał ? I: Kiedy wreszcie zmienią tę listę lektur?
I jedni i drudzy mobilizują jednak do myślenia o drugim człowieku, do traktowania z powagą i szacunkiem naszej szkolnej rzeczywistości. Bo przecież, zwłaszcza dla nauczyciela, najważniejszy musi być drugi człowiek!



Wspominała Małgorzata Mochel


 Robert Śledź
  Absolwent klasy IIIh, rocznik 1982
  środa, 3 października 2007

 WSPOMNIENIA Z ŁESKĄ...

 Ukończyłem szkołę w 1982 r. w zawodzie kelner, a Pani Profesor Maria Drabicka była moim ANIOŁEM, prowadziła mnie przez lata szkoły jak matka. Pamiętam do dziś, jaki to wspaniały człowiek, jak wiele mi pomogła w tym okresie nauki.
Dziś odwiedziłem Szkołę po latach i spotkałem się z moim ANIOŁEM. Ciepło przywitany jak i za każdym razem, gdy spotykam się z panią Profesor. Chociaż rzadko tu bywam, miałem przyjemność siąść w ławce i z łeską w oku wspomnieć tamte lata, gdy zasiadałem z moimi koleżankami i kolegami - niestety dwoje kolegów nie ma między nami odeszli z padołu ziemskiego.
- To miłe, że szkoła z takimi tradycjami, pamięta o uczniach z tamtych lat.

Pozdrawiam całe Grono Pedagogiczne oraz Dyrekcje.
Ucałowania dla Pani Profesor Marii Drabickiej.

 Wspominał Robert Śledź
 
  Ewelina Gucwa (Poszwa)
  Absolwentka klasy III k i III z, rocznik 1994 i 1997
  poniedziałek, 7 maja 2007
 
  MINĘŁY LATA BEZTROSKI…
 
   Z wielką tęsknotą w sercu wspominam lata spędzone w naszej szkole! Lata wspaniałej beztroski, kiedy jeszcze nie miałam obowiązków większych ponad to, żeby się czegoś nauczyć, kiedy nikt więcej ode mnie nie wymagał niż to, żebym zadbała o swoją przyszłość. Byłam jeszcze dzieckiem, dla którego odrobinę słabsza ocena to tragedia.
  W tym wieku człowiek tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, że szkoła jest najwspanialszą rzeczą, jaka nam się w życiu zdarza, że szybko mija. Kończąc ją jesteśmy dorosłymi ludźmi, którzy muszą zmierzyć się z obowiązkami nieporównywalnie większymi, niż te, które do tej pory mieliśmy. Wszyscy ludzie, którzy spędzili razem ze mną cudowne chwile w tych latach porozjeżdżali się w swoje strony. Większość z nich ma swoje rodziny, na wiele rzeczy nie starcza czasu, zwłaszcza na stare przyjaźnie, na spotkania...
  Na szczęście pozostają wspomnienia, zdjęcia, do których można sięgnąć, cofnąć się na moment w czasie. Przypomnieć można sobie pedagogów, którzy dzielnie walczyli z nami, abyśmy byli odrobinę mądrzejsi, abyśmy byli lepszymi ludźmi, być może nie zawsze się to udawało, ale czym są sukcesy bez porażek? My wtedy tego nie docenialiśmy, ale mam nadzieję, że większość się ze mną zgodzi, kiedy powiem :-) Mieliście rację kochani nauczyciele, myślę, że jednak coś tam do nas dotarło, tylko nasze reakcje może były odrobinę zwolnione...Każdy coś zakodował w swoim "banku danych" i w odpowiednim czasie to wykorzystał, więc tak naprawdę nie poszły Wasze starania na marne! 
  Ze szczególnym ciepłem wspominam tutaj p. Moryl, która uczyła nas porządku i dbała o dobre przygotowanie zawodowe, p. Dworzycką, która pilnowała poprawnej wypowiedzi w języku polskim, p.Gąskę, która zawsze miała do nas cierpliwość i nigdy nie zbywała nas brakiem czasu - myślę, że jest wspaniałym pedagogiem. Jeszcze p. Wasztyl, która niezmordowanie pilnowała swoich "kociątek" na korytarzach i dbała o nienaganne zachowanie. Wiele osób powinnam jeszcze wymienić, ale moja wypowiedź byłaby pewnie zbyt długa. Wspomnę na koniec moje wychowawczynie p.Kubiak, p.Rutkowską i p.Barczyk, które były dla mnie bardzo serdeczne.
 
Gorąco wszystkich pozdrawiam i życzę sukcesów w wychowywaniu następnych absolwentów szkoły.
Mam nadzieję, że oni równie ciepło będą Was wspominać.
 
 Wspominała Ewelina Gucwa 
 
mgr Józefa Jończyk mgr Józefa Jończyk
Nauczyciel w latach 1957-1992
Kierownik Wydziału Gospodarczego w latach 1958 - 1964
 
Nauczyciel powinien kochać to,
co robi, powinien umieć 
wpoić swoim uczniom
zachwyt nad wybranym zawodem.

 
SZKOŁA W MOICH OCZACH CZYLI SŁODKO - GORZKI SMAK WSPOMNIEŃ
 Brak szkoły zawodowej dla dziewcząt był punktem wyjściowym do podjęcia starań o utworzenie Zasadniczej Szkoły Zawodowej Gospodarczej.  Inicjatorem zorganizowania takiej szkoły był ówczesny dyrektor Zespołu Szkół Elektrycznych w Nowej Hucie Os. Szkolne 26, pan mgr Michał Osiecki. W porozumieniu z panią wizytator Karoliną Bohgdanowską podjęto starania uzyskania zgody Kuratora Okręgu Szkolnego w Krakowie na otwarcie Wydziału Gospodarczego przy Zespole Szkół Elektrycznych.
  Wiosną w 1957 roku, kiedy zadecydowano o utworzeniu Wydziału Gospodarczego dostałam propozycję pracy w charakterze nauczycielki przedmiotów zawodowych, równocześnie zostałam poproszona przez dyrektora o pomoc w organizowaniu i urządzeniu pracowni zawodowych. Na pracownie zawodowe wyznaczono pomieszczenia w suterynach, gdzie dostosowano i zorganizowano pracownię technologiczną na 15 stanowisk, pomieszczenie na zajęcia praktyczne (kuchnia i jadalnia) oraz pracownie porządków i prania, łącznie z zapleczem magazynowym.
  Nauka z przedmiotów teoretycznych odbywała się w salach dydaktycznych szkoły elektrycznej. W pierwszym roku powołania Wydziału Gospodarczego (1957) naukę rozpoczęły dwie klasy – około 60 uczennic. 
 Do pracy z młodzieżą do przedmiotów zawodowych oprócz mnie zatrudniono dwie nauczcielki: panią Joannę Smagowicz, i panią Apolonię Jarosz. W kolejnych latach rozwój szkoły wymusza przyjęcie nowych nauczycieli. Są nimi panie: Małgorzata Duda, Teresa Sobejko, Albina Kościelny, KazimieraWalaszczyk, Irena Salawa, Anna Graczkowska, Mieczysława Hejduk i Maria Musiał. 
  Z dniem 1 września 1958 roku zostałam powołana na kierownika Wydziału Gospodarczego. Od 1 września 1960 roku do 31 lipca 1961 roku powierzono mi funkcję zastępcy dyrektora dla spraw Zasadniczej Szkoły Gospodarczej. Z powodu małej ilości oddziałów stanowisko to wówczas nie zostało utrzymane. W związku z tym do 1964 roku byłam na stanowisku kierownika wydziału. W 1964 roku wystąpiłam do dyrektora ZSE z prośbą o zwolnienie mnie z funkcji kierownika ze względów osobistych. Na moje miejsce na kierownika wydziału powołano panią Albinę Kościelną. Ja nadal pozostałam w szkole na stanowisku nauczyciela , a od roku 1973 na stanowisku profesora szkoły średniej – tytuł nadany mi przez Kuratora Okręgu Szkolnego w Krakowie. Pracowałam nadal w pełnym wymiarze godzin, aż do momentu odejścia na emeryturę, tj. do roku 1984. Po przejściu na emeryturę nadal pracowałam przez kilka lat w niepełnym wymiarze godzin.
  Wydział Gospodarczy przy Zespole Szkół Elektrycznych był do roku 1968. W tym samym roku Wydział Gospodarczy powiększył się o klasy technikum i w związku z tym szkoła stała się samodzielną jednostką budżetową, a na dyrektora tej placówki powołano pana mgr Zdzisława Dudę. W chwili usamodzielnienia się, szkoła została przeniesiona do pomieszczeń internatu na czas budowy nowego budynku dla potrzeb szkoły. Nauka w nowym obiekcie przy osiedlu Złota Jesień 16 rozpoczęła się w 1969 roku. 
  Zorganizowany Wydział Gospodarczy dla dziewcząt spełnił wszelkie oczekiwania młodzieży oraz środowiska Nowej Huty. Szkoła uzyskiwała coraz większą popularność oraz uznanie nie tylko w środowisku Nowej Huty, ale także w placówkach gastronomicznych, gdzie młodzież odbywała praktyki zawodowe. Dla zapoznania środowiska Nowej Huty z programem szkolenia młodzieży zorganizowano dni otwarte dla szkół zawodowych. Młodzież nasza pod kierunkiem nauczycieli mogła zaprezentować swoje przygotowanie zawodowe. Dzięki bardzo dużym osiągnięciom szkoła rozwijała się coraz bardziej dynamicznie otwierając nowe kierunki szkolenia zawodowego. 
  Wspominając lata pracy w Zespole Szkół Elektrycznych chciałabym podkreślić nadzwyczaj koleżeńską współpracę z kierownictwem i nauczycielami. Bardzo miło wspominam pracę z młodzieżą, która inspirowała uczących do podejmowania coraz to nowych wyzwań na polu dydaktyczno- wychowawczym. Szczególnie miło wspominam pierwsze lata mojej pracy, kiedy byłam odpowiedzialna za organizację szkolenia zawodowego. 

Wspominała mgr Józefa Jończyk


mgr Helena Ciborowska
Dyrektor w latach 1986 - 1991

Przyszedł do mnie
na promieniu słońca dzień.
Uśmiechem otworzył mi oczy,
podając białą kartkę czasu,
którą muszę zapisać sobą....
Odkurzę wspomnienia
i pozwolę im zamieszkać
w domu mojego serca
na pewien czas.
A potem między jedną
a drugą najważniejszą sprawą
na krótką chwilę wybiegnę w przyszłość.
                                       Z. Daszkiewicz

WSPOMNIENIA PŁYNĄCE Z SERCA

 Powołanie...

   Dnia 15 sierpnia 1986 roku Prezydent Miasta Krakowa wydał zarządzenie nr 40/86 w sprawie przekazania Medycznego Studium Zawodowego nr 6, którego byłam dyrektorem, do Zespołu Szkół Gastronomicznych nr 1 w Nowej Hucie. Równocześnie Kurator Oświaty i Wychowania Urzędu Miasta Krakowa powierzył mi funkcję dyrektora ZSG nr 1, w tym MSZ nr 6. Stanowisko to było wolne, w związku z przejściem dyrektora szkoły gastronomicznej na emeryturę. Przy podjęciu decyzji powołania mnie na stanowisko dyrektora wzięto pod uwagę moje wieloletnie doświadczenie w zarządzaniu, kwalifikacje oraz dotychczasową ocenę pracy. Merytoryczna strona związana z zarządzaniem szkołą gastronomiczną i medyczną była mi bliska, gdyż jestem absolwentką Technikum Gospodarczego, Państwowej Medycznej Szkoły Dietetyczek, Technicznej Szkoły Pedagogicznej, Uniwersytetu Jagiellońskiego - Wydziału Biologii i Nauk o Ziemi. Ponadto posiadam kwalifikacje uprawniające mnie do pracy na stanowisku księgowej oraz certyfikaty wielu kursów z zakresu nauk żywieniowych. Podjąwszy się kierowania Zespołem Szkół Gastronomicznych, internatem i międzyszkolną stołówką skierowałam prośbę do władz, której efektem było utworzenie stanowiska zastępcy dyrektora do spraw Medycznego Studium Zawodowego nr 6. Na mój wniosek wicedyrektorem zostaje pani kierownik zlikwidowanego internatu, który działał przy MSZ nr 6.

  Pierwszy rok w nowej szkole.

   Pierwszy rok mojej pracy na stanowisku dyrektora ZSG upłynął na reorganizacji działania obu połączonych szkół – zajęcia teoretyczne odbywały się w Nowej Hucie, zajęcia praktyczne dla słuchaczy Medycznego Studium Zawodowego – w baraku przy ul. Kopernika. W wakacje 1987 roku przeniesione zostało wyposażenie, dokumentacja i archiwum Studium oraz internatu do budynku Zespołu Szkół Gastronomicznych nr 1 w Nowej Hucie. 

Polepszanie bazy szkolenia praktycznego i teoretycznego.

   Dalsza praca to ciągła poprawa warunków nauczania dla młodzieży. Budynki szkolne sukcesywnie były remontowane – że wspomnę choćby generalny remont internatu, remont stołówki, prace dekarskie i malarskie w budynku szkolnym, wykonanie trwałego ogrodzenia terenu szkoły, co przez niektórych urzędników z nadzoru kwitowane było w tamtych czasach komentarzem z nutką drwiny - „po cóż to grodzić, niech się krowy na podwórzu pasą, a pieniądze potrzebne są na naprawę dachów”. A były to, przypomnijmy, czasy, w których zdobycie materiałów, wykonawców i funduszy wymagało sporych umiejętności organizatorskich. Szkoła była również wyposażana w pomoce dydaktyczne oraz inny potrzebny sprzęt. Zaprojektowane i wyposażone zostały nowe pracownie dydaktyczne – między innymi jedna z pierwszych w krakowskich szkołach, pracownia komputerowa dla młodzieży, pracownia technologiczna, sala dydaktyczna do ćwiczeń klasowych. Szczególnym zadaniem było wyposażanie gabinetów szkolnych, internatu i stołówki. Sprzęt audiowizualny, a także tapczany, fotele, koce, firanki, wykładziny do internatu szkolnego oraz nakrycia stołowe do szkoły uzyskano od przedsiębiorstwa patronackiego „Orbis”. Zorganizowano i rozwijano działalność warsztatu szkolnego, powstał sklepik szkolny prowadzący sprzedaż wyrobów gastronomicznych, dzięki czemu szkoła wypracowywała środki finansowe na zakup pomocy naukowych. Pieniądze szkoła mogła pozyskiwać też z wynajmu świetlicy w dniach wolnych od nauki na różne przyjęcia okolicznościowe. Paradoksem było wydanie w pewnym okresie przez władze zarządzenia dotyczącego odprowadzania tych środków do wspólnej kasy instytucji nadzorującej szkołę.

Absolwenci naszej szkoły muszą być dobrze przygotowani do zawodu - to priorytetowy cel naszej pracy.

   Przez cały okres mojej pracy w szkole kierowała mną troska o rozwój młodzieży – poprzez podnoszenie poziomu kształcenia gwarantującego dobre przygotowanie zawodowe, a także zajęcia pozalekcyjne i pozaszkolne. Dzięki mojej inicjatywie i staraniom otwarte zostały nowe kierunki kształcenia – Technikum Hotelarskie i Technikum Gastronomiczne na podbudowie ZSZ. Młodzież ze wszystkich szkół tworzących Zespół Szkół Gastronomicznych mgła uczyć się w ramach obowiązkowych, albo nadobowiązkowych zajęć informatyki, języka angielskiego. Organizowanie zajęć pozalekcyjnych, wakacyjnych obozów młodzieżowych i hufców pracy, przygotowywanie (przy dużym zaangażowaniu nauczycieli) rozmaitych uroczystości i imprez, corocznych konkursów „Kucharza i kelnera”, zawodów sportowych o charakterze szkolnym i międzyszkolnym, ponadto prowadzenie wykładów, pogadanek i pokazów żywieniowych (wraz z nauczycielami, przy udziale młodzieży) na rzecz podniesienia stanu zdrowotnego społeczeństwa, szerzenie oświaty żywieniowej w środkach masowego przekazu, stała współpraca z placówkami szkolenia praktycznego (zakładami gastronomicznymi, szpitalami i innymi), był to stały element mojej pracy jako dyrektora szkoły. Szkoła rozwijała się wspaniale i miała wielkie uznanie w środowisku oraz wysoką ocenę władz.

Miałam szczęście pracować z osobami godnymi uznania.

   W Zespole Szkół Gastronomicznych poznałam wiele wspaniałych osób (proszę mi wybaczyć, że nie wymieniam nazwisk, ale było ich tak dużo, że nie chciałabym kogokolwiek pominąć). Osoby te były mi życzliwe, serdeczne, całym sercem oddane pracy z młodzieżą i sprawom szkoły. Łączył nas wspólny cel – dobro młodzieży, dobro szkoły. Dlatego też w krótkim czasie poczułam się w tej szkole bardzo dobrze. W większości byli to nauczyciele, wychowawcy pełni zapału, pracujący z dużym zaangażowaniem, bardzo dobrze zawodowo przygotowani. Bardzo miło wspominam też panie z administracji, księgowości i obsługi. Miałam dobre wyczucie przyjmując nowe, młode osoby do pracy, które do dzisiaj pracują, a niektóre z nich pełnią funkcje kierownicze. Bardzo sobie cenię kontakty z osobami z tej właśnie szkoły. Dziękuję serdecznie koleżankom za życzenia okazjonalne, telefony, spotkania. Szczególne podziękowanie kieruję do pierwszej profesorki, organizatorki tej szkoły – Pani Ziuteczki.

Doskonalenie zawodowe było moją pasją.

  Szczególną uwagę zwracałam na edukację nauczycieli. Wielu z nich podejmowało studia wyższe w trybie zaocznym oraz zdobywało stopnie specjalizacji zawodowej. W ramach doskonalenia organizowane były szkoleniowe Rady Pedagogiczne, konferencje metodyczne, a także posiedzenia Komisji przedmiotowych, które w swoich planach pracy uwzględniały działania podnoszące kwalifikacje merytoryczne nauczycieli. Znaczącym akcentem współpracy między szkołami było zorganizowanie Krajowej Konferencji Metodycznej dla nauczycieli Wydziałów Dietetyki. Konferencja ta wzbudziła duże zainteresowanie oraz spełniła oczekiwania uczestników. W tym okresie również ja uzyskałam Drugi Stopień Specjalizacji Zawodowej w zakresie nauczania Higieny Żywienia i Dietetyki przyznany mi przez Międzywojewódzką Komisję Kwalifikacyjną w Warszawie (1988 r.). W następnym roku ukończyłam trzysemestralne Studium Podyplomowe Organizacji i Zarządzania Oświatą. Jedyną formą dokształcania, której nie podjęłam były studia na WUML-u obowiązujące kadrę kierowniczą.

Szkoła wyprzedziła Polskę w wejściu do Europy.

   Szkoła wielokrotnie gościła delegacje zagraniczne w tym w przeważającej części młodzież. Dzięki temu uczniowie nasi mogli nawiązywać kontakty z młodzieżą z różnych krajów, dyskutować na tematy związane z wybranym zawodem; mogli w ten sposób doskonalić swoją wiedzę i umiejętności oraz obcy język.

  Szkoła nasza podjęła wymianę z duńską szkołą gastronomiczną, której to młodzież i nauczycieli gościliśmy u nas. W wyniku tego, otrzymałam zaproszenie do Danii wraz z jednym nauczycielem i z 6-osobową grupą młodzieży. W wyjeździe towarzyszły mi: Pani wicedyrektor do spraw zawodowych – Ziuteczka G. i po jednej uczennicy z każdej szkoły wchodzącej w skład ZSG, wybranej przez Radę Pedagogiczną. Był to wspaniały 10- dniowy pobyt w Arhus (po Kopenhadze drugim co do wielkości mieście Danii, centrum studenckim i kulturalnym) gdzie uczestniczyłyśmy w lekcjach zajęć praktycznych w szkole i w zakładach pracy, w towarzyskich spotkaniach, zwiedzałyśmy ciekawe miejsca (np. Zamek Marselisborg – letnią rezydencję królowej Małgorzaty II, wspaniały ogród różany, Arhus Domkirke – Katedrę, Muzeum Sztuki, Muzeum Okupacji i wiele innych miejsc). Pani Ziuteczka okazała się wspaniałą „towarzyszką podróży”, a młodzież zachowywała się wręcz wzorowo. 

Pomagaliśmy, też młodzieży polskiej mieszkającej za zagranicą. 

   Szkoła nasza okazała wydatną pomoc w przygotowaniu Międzynarodowego Obozu Młodzieżowego, organizowanego przez „Niezależny Ruch na rzecz Pokoju i Praw Człowieka”, dla polskiej młodzieży z Bukowiny rumuńskiej. Moje zaangażowanie w organizację obozu, jak również świadczona pomoc finansowa ze strony uczniów kierowanej przeze mnie szkoły – ZSG pozwoliła polskiej młodzieży z Bukowiny rumuńskiej spędzić niezapomniane dwa tygodnie na ziemi ojczystej, a także wziąć udział w VI Światowym Spotkaniu Młodzieży z Ojcem Świętym – Janem Pawłem II, w Częstochowie (1991 rok).

Współpraca z Rodzicami uczniów naszej szkoły.

  Miło wspominam współpracę z kolejno działającymi Radami Rodziców. Ich nadzwyczaj serdeczny stosunek do szkoły miał ogromny wpływ na funkcjonowanie naszego ZSG. Nasza współpraca układała się bardzo dobrze, dzięki czemu szkoła miała dużą pomoc w zakresie konserwacji urządzeń, zakupów pomocy naukowych, doposażenia gabinetów, opieki nad młodzieżą w czasie organizowanych wycieczek, imprez młodzieżowych odbywających się na terenie szkoły i poza szkołą. Wykorzystując ogromne zaangażowanie rodziców w życie szkoły i umiejętną, owocną współpracę, a także potencjał intelektualny Rady Rodziców działającej w naszej szkole, na prośbę ówczesnej pani wizytator nowohuckich szkół zawodowych zorganizowaliśmy konferencję dla Rad Rodziców działających w tych szkołach. Celem konferencji była wymiana doświadczeń, omówienie metod i założeń współpracy rodziców ze szkołą, pokazanie efektów dobrze pracującej Rady Rodziców, a wszystko to w trosce o jak najlepsze przygotowanie młodzieży do zawodu i realizację celów wychowawczych. Jestem bardzo wdzięczna rodzicom za atmosferę, jaką tworzyli w naszej szkole.

Zarządzałam w trudnych czasach.

  Zespołem Szkół Gastronomicznych zarządzałam w bardzo trudnych czasach, czasach wielkich przemian, których mówiąc szczerze byłam zwolenniczką. Był to równocześnie okres radykalnej wymiany osób na stanowiskach dyrektorów, okres wprowadzania konkursów na te funkcje. Pomimo próśb nauczycieli postanowiłam nie stawać do konkursu, a na dyrektora szkoły na forum Rady Pedagogicznej zaproponowałam moją zastępczynię ds. Medycznego Studium Zawodowego, która w efekcie objęła to stanowisko. Głównym powodem były moje pasje zawodowe i nowe osobiste plany, które dzięki podjętej decyzji mogłam w kolejnych latach zrealizować, a na które nie miałam czasu pracując 19 lat w zarządzaniu. Kolejne lata pozwoliły mi na pełną samorealizację. Widząc potrzebę wielkich zmian i uzupełniania braków w edukacji młodzieży oraz świadomości społeczeństwa w zakresie zachowań prozdrowotnych, swoje działania ukierunkowałam przede wszystkim na te problemy. Dużo czasu poświęciłam na pracę w Komisjach Programowych, biorąc udział w opracowaniu nowych programów nauczania dla średniego i wyższego szkolnictwa dla zawodu „dietetyk”. Zupełny brak podręczników do nauczania w tym zawodzie zmobilizował mnie do wykorzystania wiedzy, ciągle aktualizowanej poprzez moje aktywne uczestnictwo w licznych konferencjach, sympozjach, kursach, warsztatach organizowanych przez Instytuty, Towarzystwa Naukowe. Jako wiceprezes Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Dietetyki mogłam i mogę nadal uczestniczyć w tych formach spotkań i umieszczać aktualne doniesienia naukowe, w książkach, których jestem autorką i współautorką – (25 tytułów), z których korzysta wiele szkół i uczelni, a także społeczeństwo. Z młodzieżą nie rozstawałam się przez kolejne lata, prowadząc wykłady z wiodących przedmiotów w Wydziale Dietetyki. W sali wykładowej czułam się świetnie. Zawsze kochałam pracę z młodzieżą, stąd miałam z nią bardzo dobry kontakt, Starałam się rozumieć jej problemy i pomagać w ich rozwiązywaniu. Sala wykładowa nadal jest mi bliska, bowiem prowadzę wykłady i szkolenia współpracując z różnymi instytucjami. Najważniejsze to fakt, że moja praca bez względu na zajmowane stanowiska dawała mi zawsze wiele satysfakcji i zadowolenia.

Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy napisali tyle ciepłych słów o mnie.

  Kiedy tylko mam chwilę czasu i zachodzi potrzeba sięgnięcia do rodzinnego archiwum, z ogromną przyjemnością otwieram teczkę, w której znajduje się kserokopia dotycząca udzielonego mi wotum zaufania oraz opinii mojej osoby i mojej pracy, wydanej przez Radę Pedagogiczną ZSG nr 1 w okresie mojego zarządzania tą szkołą, pod którą to opinią złożono 103 podpisy. Co prawda nie wypada mówić o swoich sukcesach, nie oprę się jednak, aby nie zrobić sobie przyjemności i nie wspomnieć o tym fakcie – obszernej, jakże pochlebnej opinii - słowach przelanych na kilka stron papieru przez moje wspaniałe i drogie memu sercu koleżanki z tej właśnie szkoły. Nie będę ich cytować, jednakże, chcę podkreślić, że słowa te miały i mają dla mnie ogromne znaczenie. Oddają one, bowiem atmosferę współpracy z nauczycielami i pracownikami szkoły, mój stosunek do młodzieży, do pracy, mówią o moich umiejętnościach zarządzania, organizowania procesu dydaktyczno-wychowawczego, mojej osobowości. Opinia moich bezpośrednich współpracowników była i jest dla mnie szczególnie ważna. Jest ona najcenniejszą nagrodą za moją pracę w tej szkole; daje mi poczucie satysfakcji z dobrze spełnionego obowiązku, jako dyrektora, nauczyciela i wychowawcy.

Życzenia

  Z okazji Jubileuszu 50 – lecia Zespołu Szkół Gastronomicznych nr 1 w Krakowie- Nowej Hucie pragnę serdecznie pogratulować Dyrekcji, Nauczycielom i Pracownikom Szkoły dotychczasowych osiągnięć w działalności dydaktyczno – wychowawczej. Równocześnie życzę wielu dalszych sukcesów Dyrekcji Szkoły w wykonywaniu odpowiedzialnych zadań w kierowaniu szkołą, jak również nauczycielom i wychowawcom w realizowaniu ich trudnych misji oraz pomyślności w życiu osobistym. Życzę, aby dalsza praca pedagogiczna dostarczała Państwu satysfakcji i zadowolenia oraz uznania ze strony wychowanków, rodziców i instytucji nadzorujących szkołę.

  Wszystkim, drogim memu sercu nauczycielom, serdecznie dedykuję mój ostatni, dość obszerny utwór – „Dietetyka - żywienie zdrowego i chorego człowieka” (podręcznik akademicki), którego jestem współautorką. Podręcznik ten może być pomocny w realizacji programu nauczania z zakresu nauk żywieniowych, jak również jest on źródłem wiedzy medycznej i biochemicznej.

Trudno się rozstać z ulubioną książką
dziełem muzycznym, które właśnie brzmi
z miejscem, które wciąż pachnie nam młodością,
choć życie pisze jesienne już dni.
                                   Z. Daszkiewicz

Wspominała mgr Helena Ciborowska  


mgr Janina Dworzycka   
wicedyrektor w latach 1975 - 1990

Spojrzenie wstecz, na minione lata pracy zawodowej
w Zespole Szkół Gastronomicznych Nr 1,
przywołuje na pamięć liczne obrazy...


Spojrzenie wstecz, na minione lata pracy zawodowej w Zespole Szkół Gastronomicznych Nr 1, przywołuje na pamięć liczne obrazy koleżanek, uczniów, zdarzeń i niezmiernie trudno jest dokonać wyboru, co sprawiło mi największą radość. Na pewno mile wspominam wszystkie wydarzenia w szkole, które autentycznie budziły wielkie, pozytywne emocje. Pamiętam międzyklasowe konkursy piosenki, zaangażowanie wychowawców, szlachetną rywalizacje uczniów i wielką radość najlepszych zespołów. Pamiętam wypełnioną po brzegi świetlicę szkolną, gdy gościliśmy znanych aktorów: Annę Dymną, Jana Englerta, Jerzego Bińczyckiego, Ryszarda Filipskiego i innych, a także znanego pisarza Jalu Kurka.

Pamiętam ogromny chór szkolny kierowany przez pana Mariana Korzonka. Chór występował m.in. podczas uroczystości nadania szkole imienia majora Henryka Sucharskiego, a następnie podczas otwarcia Izby Pamięci Narodowej. ZHP otrzymał wtedy sztandar imienia Bohaterów Września, a gościem honorowym uroczystości był obrońca Westerplatte – Leon Pająk. Wielkim wydarzeniem, którym żyła cała szkoła, było widowisko artystyczne pt. ”Zagrajcie nam wszystkie srebrne dzwony” opracowane przez panią Marię Dubińską. Uczyła zawodu, ale prawdziwą jej pasją była muzyka i śpiew. Sądzę, że wielu uczniów z tamtego okresu, wrażliwych na muzykę i piękno, pamięta solistkę zespołu – Lidzię Gadochę i jej dźwięczny głos, gdy śpiewała na tej niezwykłej uroczystości:Uśnij, przyśnij mój syneczku na dalekiej ziemi, niech ci będzie tak jak dawniej pomiędzy swoimi.

   Działał też kabaret nauczycielski, bo w szkole życie towarzyskie, wśród nielicznego jeszcze wtedy grona, kwitło. Imieniny – no to życzenia, upominki, mały poczęstunek i, ni z tego, ni z owego, na scenie pojawiał się kabaret: Kazia, Małgosia i Ania. Nasze kabarecistki śpiewały o Walerci, co miała piórko u kapelusza, o babie, co miała grabie, ale przebojem była piosenka, niczym refren powtarzający się w określonych miejscach programu:
  Miedzy targiem a kościołem
  Stoi sobie taka buda
  Ma w niej harem Zdzicho Duda.
Zdarzało się, że uroczystości imieninowe przedłużały się nieco. Wtedy z pomocą dyrektorowi Dudzie przychodziły męskie posiłki z zaprzyjaźnionego elektryka i zaczynały się tańce.
  Z tego okresu pochodzi taka oto anegdota: Dyrektor Duda w drodze do pracy spotkał znajomego, więc rozmawiali o tym i o tamtym. Zanim się pożegnali, znajomy dyrektora popatrzył na dopiero co budujący się kościół, a zaraz potem na sąsiadujący z kościołem nowy, okazały budynek i niedowierzająco pokręcił głową, aż wreszcie wypalił: 
  - Kościoła jeszcze nie widać, a plebania ?! Ho, ho ! Plebania ogromna ! 

To tylko niektóre ważne dokonania, bo nie sposób zamknąć w kilku zdaniach cały, bogaty dorobek wielu lat pracy wszystkich nauczycieli, składający się na jubileusz 50 - lecia szkoły, ale skoro muszę wybrać, swoje wspomnienie poświęcę pani Danucie Kolat. Uczyła gospodarki przedsiębiorstw, ale nie tylko z tego powodu zasłużyła sobie na pamięć po latach. Jestem przekonana, że przede wszystkim na pamięć swoich wychowanków. Swego czasu poprosiłam panią Danutę Kolat o przygotowanie zbiórki harcerskiej w ramach ogólnego planu pracy ZHP, którym kierowałam. Zgodziła się i pewnego, zwyczajnego dnia harcerze z całej szkoły uczestniczyli w niezwykłym wydarzeniu. Sala gimnastyczna zamieniła się w las z prawdziwymi sosnami, a w lesie tu i ówdzie namioty, obok kuchnia polowa. Na zielonej murawie zaimprowizowane ognisko. Ktoś pilnował ognia, przy którym harmonista grał partyzanckie piosenki. Wszyscy czymś byli zajęci – jak to na biwaku.
  Grochówka w menażkach pyszna jak mało kiedy, a potem przy ognisku zaczęło się śpiewanie. Płonie ognisko – śpiewała cała sala. Wspólnie z harcerzami śpiewał zaproszony gość, żołnierz AK. Jego wspomnienia wojenne, wysłuchane w atmosferze powagi i skupienia, przerywane piosenkami, były nieocenioną lekcją historii, lekcją patriotyzmu.
  Dlaczego wspominam ten niezwykły biwak? Może dlatego, że w zwyczajny, szary dzień szkolny wprowadziła pani Kolat świąteczną atmosferę, a tego, jestem przekonana, nie zapomnieli jej uczniowie. I choć już dawno przebrzmiały echa pożegnalnej piosenki harcerskiej, to wciąż zadaję sobie pytanie: Jak to się stało, że jedna osoba wyzwoliła u młodzieży taką ogromną chęć działania i przeżywania. Myślę, że to był talent pedagogiczny poparty pracą.

Może jeszcze coś bardziej o sobie. Dobrze pamiętam pierwszą maturę oraz pierwsze rozstanie z moją klasą.
Szczęśliwym maturzystom, na pożegnalnym spotkaniu, chciałam powiedzieć coś ważnego, coś wielkiego, coś na całe dorosłe życie. Nie powiedziałam nic, a zaraz potem, ze ściśniętym gardłem, patrzyłam na opuszczające szkołę roześmiane radością twarze moich absolwentów – ze świadectwami dojrzałości w rękach.
  Dopiero później zrozumiałam, że szkoła – to nieustanne powitania oraz pożegnania i trzeba się nauczyć witać i żegnać. A jeżeli w obrazach z przeszłości wciąż miesza się uczucie smutku z uczuciem radości – to dobrze. Taki jest sens naszej pracy z młodzieżą.

 A jednak, obok takich miłych wspomnień, muszę napisać o koleżankach, którym los nie pozwolił na pełne spełnienie się w roli nauczyciela – wychowawcy. One też tworzą historię szkoły i choć w krótkim życiu nie rozwinęły na miarę swoich możliwości talentów pedagogicznych, pozostały w pamięci młodzieży i nauczycieli, bo – tak jak napisała Halina Poświatowska - świat umarł trochę, kiedy one umarły.

Pamiętam panią Janinę Szylbach. Przeszła do naszej szkoły z Technikum Elektrycznego Nr 2 razem z wieloma nauczycielami. Niestety, tylko przez jeden rok prowadziła chór w internacie na os. Szkolnym. Tam, w kilku salach, czekając na ukończenie budowy obiektu na os. Złota Jesień 16, rozpoczęła samodzielną działalność nowa szkoła – Technikum Gastronomiczne i Zasadnicza Szkoła Gastronomiczna o profilu kucharz. Utalentowana, niestrudzona w pracy z młodzieżą pani Janina Szylbach nie zagrała na fortepianie w dopiero co wybudowanej placówce. Bardzo mi jej brakowało. I tylko piosenki śpiewane jeszcze długo na uroczystościach szkolnych przypominały, że była, miała plany, walczyła – przegrała. 

  Zosia Sczerbacka pracowała w naszej szkole krótko, zaledwie parę lat. Kiedyś ktoś zapytał: 
  - Po co, Zosiu, kupiłaś córce tornister?
  - Chcę Joasię widzieć z tornistrem na plecach już teraz - odpowiedziała. - Nie mogę czekać, aż pójdzie do szkoły.
Lubiana, pełna humoru, życzliwie nastawiona do wszystkich, niezwykle pracowita. Odeszła po dramatycznej walce o życie.

Niespodziewanie pożegnaliśmy kolejno, w niedługim odstępie czasu, bardzo młode nauczycielki j. rosyjskiego: Ewę Manowiecką, Małgorzatę Wizner i Władysławę Salwińską. Czy dożyły trzydziestu lat?... Może... Wyrwane z życia, pozostały w naszej pamięci jak niemy krzyk. Nieco starsza rusycystka, Krysia Rogowska, z dnia na dzień opuściła szkołę, a potem długo walczyła. Była to smutna walka z przeznaczeniem.

 1 września Miecia Kobielska nie przyszła do pracy. Życzliwa i lubiana, zdążyła urządzić gabinet chemiczny. Zdążyła pozostawić po sobie dobrą pamięć.

Moje wspomnienia miały być miłe i radosne, a niepostrzeżenie wpadłam w smutną zadumę. Cóż. Również taka jest historia naszej szkoły. Myślimy o przyszłości, kształcimy i wychowujemy dla przyszłości, a zapomniane w codziennym wirze pracy twarze koleżanek, którym nie dane było cieszyć się z rezultatów własnej pracy pedagogicznej, w cichości – choć od święta - proszą o pamięć.

Pamiętam Halinę Patrzałek – młodą i, wydawało się wszystkim, pełną życia. I choć wiara nasza w jej uzdrowienie była silna – przegrała z losem.

Chciałam swego czasu uzgodnić z panią Ewą Krempl termin hospitacji lekcji wychowania fizycznego.
  - Może pani już teraz – odpowiedziała. To były ćwiczenia przy muzyce. To było widowisko taneczne. Już nigdy takiej wspaniałej lekcji nie zobaczyłam. Niedługo po tej lekcji... Może za pół roku?... Stało się. A ja ciągle widzę panią Krempl, jak tańczy.

Ela Wiśniewska bardzo smacznie gotowała. Pierogi od pani Eli – to było coś! Nic dziwnego, że każdy zamawiał u niej to i owo. Nie odmawiała. Cieszyła się, że nam smakują jej wyroby. Niespodziewanie nie przyszła do pracy. Myśleliśmy, że to nic poważnego. Zawsze zdrowa, zawsze w szkole... Została pochowana na cmentarzu w Grębałowie obok swojej córeczki.

   Ewa Mynarska – dla bardzo wielu z nas – Ewunia, jeszcze w czerwcu egzaminowała maturzystów z j. polskiego. Czy za późno zaczęła sie leczyć?... A może błąd lekarzy?... Po co pytam? Żadne pytanie nie ma sensu, skoro Ewuni już nie ma. To nic, że chłopcy z białą różą w ręku. To nic, że łzy. To nic. Ewuni już nie ma. Rozpłynęła się gdzieś.

Wybaczcie mi, moje Koleżanki, że nie napisałam tak, jak napisać by należało. Wspominam Was bardzo ciepło. I choć żadna z Was już nic nie powie – jesteście z nami, macie swoje trwałe miejsce w historii szkoły. Do Was dołączyły następne pokolenia nauczycieli – wychowawców mające sprostać nowym wyzwaniom współczesnej szkoły. Czasy się zmieniają, ale rola nauczyciela pozostaje zawsze taka sama, a upoważnia mnie do takiej refleksji wyznanie mojej byłej uczennicy, Marii Kwiecień:
  - To, że jestem kierownikiem dużego zakładu gastronomicznego, zawdzięczam mojej pani profesor Józefie Jończyk. Ona nauczyła mnie szacunku do pracy, dokładności i porządku. Jestem wdzięczna pani profesor Jończyk. Może Jej kiedyś o tym powiem?

Wspominała mgr JaninaDworzycka  
  
mgr Janina Dworzycka   
wicedyrektor w latach 1975 - 1990 
 
Czy świat umrze trochę
 Kiedy ja umrę.
 Patrzę
 Patrzą
 Ubrany w lisi kołnierz
 Idzie świat 
 Nigdy nie myślałam
 Że jestem włosem w jego futrze 
 Zawsze byłam tu
 On – tam 
 A jednak 
 Miło jest pomyśleć 
 Że świat umrze trochę
 Kiedy ja umrę 

            Halina Poświatowska
 
   Wspomnienie o dyrektorze... mgr Zdzisław Duda (1931-2002) 
 
  Mgr Zdzisław Duda był pierwszym dyrektorem Zespołu Szkół Gastronomicznych nr 1 w Krakowie Nowej Hucie i tę odpowiedzialną funkcję godnie pełnił przez 18 lat. A ponieważ życie przemija, a pamięć zostaje, wspominamy Go nadal, bo był człowiekiem życzliwym i pustki po Nim nie wypełni nikt. 
  Swoją pracę zawodową rozpoczął w Zespole Szkól Elektrycznych nr 2 w Nowej Hucie. Ówczesny dyrektor mgr Michał Osiecki szybko poznał się na talencie pedagogicznym, młodego nauczyciela chemii i powołał Go na kierownika internatu, a wkrótce, gdy wydział gastronomiczny w swojej szkole przekształcił w samodzielną placówkę oświatową, zaproponował Dudzie stanowisko dyrektora w nowej szkole, która jeszcze była w budowie na os. Złotej Jesieni. Przez rok młodzież technikum gastronomicznego i zasadniczej szkoły gastronomicznej uczyła się przedmiotów teoretycznych w salach internatu na os. Szkolnym, a nauka zawodu, odbywała się nadal w szkole dyrektora Osieckiego. 
  Zakończenie budowy nowej szkoły wciąż się opóźniało. Mieliśmy się przeprowadzać w czerwcu, potem w lipcu, a ostatecznie szkoła została oddana do użytku w ostatnich dniach sierpnia. Piękny duży budynek z jasnymi salami lekcyjnymi, gabinetami zawodowymi, salą gimnastyczną był pusty, a czasu do rozpoczęcia nowego roku szkolnego było niewiele. Przyjechały samochody z ławkami, szafami i innymi meblami, które trzeba było wnieść do środka i ustawić na swoim miejscu. Dyrektor Duda poprosił o pomoc nauczycieli i uczniów. Nie odmówili. Przyszli i wnosili po schodach sprzęty, a najcięższe szafy brał Dyrektor sam na plecy, by zdążyć przed pierwszym dzwonkiem. I zdążył. Szkoła lśniła czystością, w oknach wisiały nowiutkie firanki. Młodzież odświętnie ubrana, ustawiona, klasami na dziedzińcu, czekała ze swoimi wychowawcami na Dyrektora, by usłyszeć, że rok szkolny 1969/70 rozpoczął kolejny, ważny etap w życiu każdego ucznia. 
  A potem sadził drzewa, żeby urosły i zaczęły osłaniać rozgrzane słońcem okna w salach lekcyjnych. Potem sam, jak dobry gospodarz rzucał z płachty w ziemię ziarna trawy, żeby wzeszła i zatrzymała gliniasty kurz, który wiatr podrywał i unosił w powietrzu. 
  Przywołam z przeszłości obrazy, które – w moim przekonaniu – najlepiej charakteryzują styl pracy Dyrektora i przybliżają klimat, jaki potrafił stworzyć w szkole. 
  Jeżeli mogę używać słowa „ kochać ”, to Dyrektor Duda kochał szkołę i ten Jego zapał do pracy z młodzieżą udzielał się nam – nauczycielom. Bo najlepszą metodą wychowawczą jest własny przykład, a Dyrektor imponował wszystkim kulturą osobistą, dyscypliną wewnętrzną i pasją zawodową. Sam obowiązkowy, cenił obowiązkowość u innych i korzystał z każdej okazji, żeby wyrazić uznanie dla swoich podwładnych. 
  Pracował z oddaniem, nie akceptował bylejakości, a co najważniejsze, umiał spokojnie i w odpowiedniej chwili przekonać swoich pracowników, że bylejakość się nie opłaca, bo stracimy – mówił – połowę swego życia bezpowrotnie. 
  We wspomnieniach Dyrektor Duda pozostał człowiekiem uczciwym i ludzkim. Wydawałoby się, że to za mało, żeby z żalem wspominać i pamiętać. Jednak to człowieczeństwo wciąż powraca w rozmowach o Dyrektorze. Umiał cieszyć się szczęściem innych i smucił się ich smutkiem, a to warunek bycia człowiekiem i takim był Dyrektor Duda. 
  Szkoła, pod Jego kierownictwem, cieszyła się w środowisku dużym uznaniem. Został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem Komisji Edukacji Narodowej. 
  Nie tak dawno, bo w 1986r. odszedł na emeryturę, mógł jeszcze kierować szkołą, ale – widocznie ze względu na stan zdrowia, w inny sposób, chciał spożytkować swą wiedzę. Wszyscy pracownicy szkoły, internatu, stołówki międzyszkolnej pożegnali swego Dyrektora słowami A. Asnyka: „ A z naszych czynów i z naszej zasługi korzystać będą znów następcy nasi”. Te słowa poety najlepiej wyrażały osobowość i powołanie człowieka widzącego sens życia w pracy dla oświaty. 
  Będąc na emeryturze, pracował nadal w Instytucie Doskonalenia Zawodowego. Dzielił się swoim bogatym doświadczeniem w kierowaniu szkołą z młodymi dyrektorami i nauczycielami. Organizował szkolenia zawodowe nie tylko w Instytucie, ale również w terenie, w wielu miejscowościach województwa małopolskiego.
  Czy przeczuwał swoje rozstanie na zawsze? Na kilka miesięcy przed śmiercią przyszedł zobaczyć swoją szkołę, swój „ ślad na drodze”, przez następców uszanowany i wzbogacony. Tak pożegnał siebie, swoja cząstkę wbudowaną w historię szkoły. 
 
Wspominała mgr JaninaDworzycka  
 
 

  mgr Elfrida Wątorek
  Dyrektor w latach 1991 - 2004
 
  MAGIA WSPOMNIEŃ
 
  „(…) żeby odejść od siebie też trzeba się spotkać”  
  /ks. Jan Twardowski/
 
 
  Było lato - sierpień 1986 r. Wypoczywałam wraz dziećmi w Lanckoronie, gdy przyjechał niespodziewanie mój mąż z wiadomością, że muszę natychmiast stawić się w pracy na wezwanie Pani Dyrektor Heleny Ciborowskiej. Pracowałam wówczas jako kierownik internatu w Medycznym Studium Zawodowym Nr 6 - Wydział Dietetyki przy ul. Kopernika 17 w Krakowie. Ponieważ szkoła ta mieściła się w drewnianym baraku na terenie Szpitala Klinicznego, od lat czynione były starania o nowy budynek. Tymczasem okazało się, iż nowego budynku szkole nie dano, natomiast decyzją ówczesnych władz od 1.IX.1986 r. Studium zostanie włączone do Zespołu Szkół Gastronomicznych Nr 1 w Krakowie - Nowej Hucie. 
  Wobec takiej sytuacji, gdy czasu było niewiele do rozpoczęcia nowego roku szkolnego, zespół kierowniczy i nauczyciele Studium musieli zostać poinformowani o czekających nas zadaniach związanych z likwidacją placówki. Co więcej, postanowiono iż Dyrektor Studium zostanie dyrektorem ZSG Nr 1, gdyż tam dyrektor Pan Zdzisław Duda przeszedł na emeryturę i było nie obsadzone to stanowisko. Takie wówczas były czasy, że dyrektorzy byli powoływani przez władzę, a nie wyłaniani w drodze konkursu. Poinformowano mnie, że mam zlikwidować internat na placu Sikorskiego, gdyż uczennice zostaną przeniesione do istniejącego internatu szkoły gastronomicznej, a tym samym zostanie zlikwidowane moje stanowisko kierownika Domu Słuchacza. Te wszystkie informacje były dla mnie szokiem, zwłaszcza, że miałam w perspektywie utratę pracy. Dzięki staraniom Pani Dyrektor Ciborowskiej zostało utworzone stanowisko zastępcy dyrektora ds. Studium Medycznego, które zaproponowano mnie. Po niedługim namyśle przyjęłam tę propozycję, pomimo wielu obaw, czy sprostam nowym obowiązkom związanym zarówno z likwidacją Studium jak i z organizacją pracy szkoły w nowym miejscu. 
  Nie zapomnę nigdy dnia, gdy wraz z Panią Dyrektor weszłam po raz pierwszy do budynku Zespołu Szkół Gastronomicznych Nr 1. Po naszym przytulnym małym baraczku gmach szkoły na Złotej Jesieni jawił mi się jako wielki labirynt korytarzy, zakamarków, klas, pracowni - obcych, zimnych, nieprzyjaznych, ale czystych, przygotowanych już do rozpoczęcia zajęć lekcyjnych. Trudno było mi wyobrazić sobie w tym molochu miejsce dla naszej szkoły. Wszystkie gabinety miały swoich opiekunów, były przez lata przydzielone poszczególnym klasom, a tu trzeba było dokonać daleko idącej reorganizacji, wygospodarować miejsce na nową pracownię technologii gastronomicznej, salę dydaktyczną dla dietetyków wraz ze sprzętem i pomocami naukowymi, a także na bibliotekę, której nie można było włączyć do istniejącej z uwagi na brak miejsca. Trzeba było podejmować szybkie decyzje, gdyż czas gonił, a najgorsze było przed nami. Czekało nas zorganizowanie rady pedagogicznej, spotkanie z nauczycielami i pracownikami szkoły, którzy byli zszokowani połączeniem szkół, a najbardziej tym, że dyrektorem została osoba spoza ZSG Nr 1, że decyzje zostały podjęte bez żadnych konsultacji z radą pedagogiczną i organizacjami działającymi w szkole. Zaskoczenie było totalne, zresztą po obu stronach - nauczyciele Studium również byli niezadowoleni z nowej sytuacji, nie mówiąc o młodzieży, która dowiedziała się, iż będzie musiała dojeżdżać na zajęcia na drugi koniec Krakowa, daleko od miejsc zajęć praktycznych. Pierwsza rada pedagogiczna odbyła się więc w atmosferze wzajemnej niechęci i nieufności, co nie napawało mnie optymizmem, gdyż zawsze dla mnie najważniejsze w pracy było budowanie dobrych relacji między ludźmi, wzajemnej życzliwości, bez czego nie wyobrażałam sobie osiągania celów. Czekał nas więc ogrom pracy, której nie podołalibyśmy, gdyby nie godna postawa nauczycieli Studium oraz ówczesnej kadry kierowniczej szkoły gastronomicznej. 
  Nadszedł dzień rozpoczęcia nowego roku szkolnego 1986/87, jakże odmienny od tych, które organizowano w naszym małym Studium... - ponad tysiąc młodzieży gromadziło się na placu apelowym, a w tym tłumie musiałam znaleźć ok. 200 słuchaczy Studium. Nie obyło się przy tym bez humorystycznego zdarzenia, gdy piękne i młode nauczycielki szkoły gastronomicznej brałam za słuchaczki Studium. Mam nadzieję, że im to pochlebiło, chociaż wtedy nie byłam tego taka pewna. 
  Najgorzej wspominam pierwsze miesiące tego pamiętnego roku, gdy musiałam zlikwidować mój ukochany internat przy ówczesnym pl. Sikorskiego (teraz Plac Jabłonowskich) i przewoziłam całe wyposażenie do Nowej Huty na os. Szkolne, do pomieszczeń internatu Zespołu Szkół Budowlanych, gdzie na jednym piętrze w małych, nieprzytulnych pokojach trzeba było zmieścić 50 słuchaczek. Jechałam wtedy samochodem transportowym, leżąc na jednym z tapczanów, z atakiem woreczka żółciowego zapewne wywołanym przemęczeniem oraz stresem. Nie pomagały mi żadne środki przeciwbólowe, a najbardziej doskwierała mi tęsknota za tym, co bezpowrotnie minęło - spokojna praca pedagogiczna z moimi uczennicami i niepowtarzalna, rodzinna atmosfera małej szkoły. 
  W tym roku jeździłam między Nową Hutą a baraczkiem na ul. Kopernika, gdyż część zajęć przez ten rok odbywała się jeszcze w starym budynku. Dopiero w następnym roku, po całkowitej likwidacji baraku i po przygotowaniu pracowni technologicznej w szkole na Złotej Jesieni, mogłam spokojnie pracować w nowym miejscu. Wtedy dopiero zaczęłam poznawać dokładnie nauczycieli, pracowników szkoły gastronomicznej, nawiązywać przyjacielskie często stosunki z ludźmi. Zdarzało się, że pracowałam do późnych godzin wieczornych - tyle było nowych dla mnie obowiązków i zadań. Po pięciu latach mojego „wicedyrektorowania”, które mimo wszystko wspominam z duża satysfakcją, mogłam się poczuć pełnoprawnym członkiem społeczności szkolnej Zespołu Szkół Gastronomicznych. 
  Przyszedł rok 1990, rok gwałtownych przemian w oświacie. Wraz ze zmianami w Krakowskim Kuratorium Oświaty rozpoczął się okres odwoływania dyrektorów szkół, między innymi spowodowany zmianą przepisów określających procedurę powoływania ich na stanowiska w drodze konkursów. Zmiany te dotknęły również naszą szkolę. Powstał dylemat: kto zostanie nowym dyrektorem... Wobec protestu wielu nauczycieli przeciwko odwołaniu Pani Dyrektor Heleny Ciborowskiej proces odwoływania dyrektora w naszej szkole przedłużał się. Nie mógł już być ogłoszony konkurs na to stanowisko. Wtedy delegacja nauczycieli ze Związkami Zawodowymi Solidarność poprosili mnie o rozmowę, w trakcie której oświadczyli, że Rada Pedagogiczna chce, abym z jej wyboru została dyrektorem szkoły. Byłam tak zaskoczona tą propozycją, że w pierwszej chwili nie mogłam w ogóle zebrać myśli. Przecież pracowałam tej szkole dopiero pięć lat. Zajmowałam się głównie problemami Studium Medycznego i wydawało mi się, że jeszcze traktowano mnie w gronie nauczycieli szkoły gastronomicznej jako tę „obcą” osobę, że nie zauważano mojego udziału w procesie kierowania całą szkołą. Jednak - jak się okazało - myliłam się, moja praca była obserwowana i doceniana przez grono pedagogiczne. Pamiętam, że stanęły mi łzy w oczach. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, słysząc tyle ciepłych słów oraz zapewnień, że będę mogła liczyć na pomoc wszystkich pracowników szkoły, gdy tylko zgodzę się na objęcie stanowiska dyrektora. Oczywiście poprosiłam o czas do zastanowienia się nad tą propozycją i na podjęcie decyzji. Pierwsze kroki skierowałam do Pani Dyrektor Heleny Ciborowskiej, informując Ją o sytuacji i prosząc o radę, potem do moich koleżanek z kierownictwa. Odbyłam także wiele rozmów z nauczycielami i pracownikami. Nie mogę nie wspomnieć o rozmowach z rodziną, zwłaszcza z moim małżonkiem i dziećmi. Muszę przyznać, że to ich namowy przeważyły w podjęciu przeze mnie decyzji na „tak”. 
  Odbyła się rada pedagogiczna z udziałem przedstawiciela Pana Kuratora, na której zgłoszono moją osobę jako kandydatkę na stanowisko dyrektora szkoły wraz z uzasadnieniem. Przeprowadzono tajne głosowanie, w wyniku którego uzyskałam ponad 70 % głosów, co stanowiło podstawę do powołania mnie na to stanowisko na okres następnego roku szkolnego tj. na rok 1991/92. Był to kolejny trudny rok, chociaż muszę powiedzieć, że wspominam go bez niechęci. Pierwszy miesiąc to rozkręcanie nowego roku szkolnego, w czym bardzo pomagały mi wicedyrektorki: Pani Józefa Grochola i Pani Alicja Wasztyl (objęła to stanowisko na moją prośbę po akceptacji przez Radę Pedagogiczną 1 września). Obie Panie były długoletnimi nauczycielami w tej szkole, cieszyły się dużym autorytetem, miały ogromną wiedzę zawodową i mogłam im całkowicie zaufać, a na ich doświadczeniu bez reszty polegać. Miałam też wspaniałą sekretarkę Panią Ewę Grymek, bardzo dokładną, odpowiedzialną, z doświadczeniem i wiedzą prawniczą, co było dla mnie bardzo cenne. Tak więc miałam oparcie w najbliższych współpracownikach oraz w pracownikach administracji z Panią Ireną Druzgałą – gł. księgową na czele. Na moje szczęście ten rok w oświacie był w myśl zapowiedzi władz odbiurokratyzowany: mało sprawozdań, zwłaszcza finansowych i statystycznych, proste, jasne procedury szkolne, jasno wytyczone cele i warunki do ich realizacji. Pamiętam, że często okazywało się, że nie ma papierkowej roboty i że mam czas na rozmowy w pokoju nauczycielskim, na hospitacje, rozmowy z uczniami, na to wszystko, co decydowało o planowaniu pracy, wyznaczaniu priorytetów, efektach pracy dydaktycznej i wychowawczej. 
  Nadszedł grudzień, czas przedświąteczny. Można już było oficjalnie spotkać się z nauczycielami, pracownikami, młodzieżą i rodzicami na wspólnej wigilii w szkole. Niezapomniana była to uroczystość... Po raz pierwszy we wspaniałej atmosferze wzajemnej życzliwości i radości spotkaliśmy się wszyscy w pięknie udekorowanej świetlicy szkolnej, przy stole zastawionym potrawami wigilijnymi i co najważniejsze - dzieliliśmy się opłatkiem, składając sobie wzajemne życzenia, często z wielkim wzruszeniem i łzami. Wtedy poczułam, że stała się wielka rzecz: przełamane zostały lody, zjednoczyliśmy się wokół tego wigilijnego stołu w rodzinę szkolną. Tyle dobrych życzeń wtedy usłyszałam... i miałam nadzieję, że się spełnią, bo były szczere, płynące z serca. Śpiewaliśmy kolędy razem z młodzieżą. Długo siedzieliśmy razem, ciesząc się na nadchodzące Święta Bożego Narodzenia. Od tej pory wspólne spotkania przedświąteczne stały się już tradycją w naszej szkole i co roku były bardzo uroczyste i wzniosłe, a dzięki naszym katechetom wzbogacane o Słowo Boże. 
  Z tego pierwszego roku mojego dyrektorowania pamiętam również wzruszające patriotyczne uroczystości szkolne z okazji Święta Odzyskania Niepodległości 11 listopada i rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Nareszcie można było śpiewać pieśni legionowe, Warszawiankę, a także „Żeby Polska była Polską”. Niezapomniane były programy artystyczne przygotowywane przez naszych polonistów: Panie Marię Gmys, Janinę Dworzycką, śp. Ewę Mynarską, Barbarę Jaroszewską-Pudlik - pełne odniesień do pięknych kart naszej historii, budzące wiele emocji i kształtujące postawy patriotyczne młodzieży.
  Rok szkolny 1991/92 mijał szybko. W czerwcu ogłoszono konkurs na dyrektora w naszej szkole, gdyż byłam powołana na to stanowisko na jeden rok. Bez wahania stanęłam do konkursu. Byłam w komfortowej sytuacji, nie mając kontrkandydatów, mając poparcie Rady Pedagogicznej i Związków Zawodowych. Zostałam zaakceptowana przez komisję konkursową i otrzymałam powołanie do pełnienia funkcji dyrektora na 5 lat. Po tym okresie, po ocenie mojej pracy przez władze oświatowe została mi przedłużona kadencja o następne 5 lat do roku 2002/2003. W tym też roku przystąpiłam do konkursu na stanowisko dyrektora, pomimo że po przebytej ciężkiej chorobie nie byłam w dobrej kondycji psychicznej i zdrowotnej. Zdecydowałam się jednak na to, traktując konkurs jako kolejne wyzwanie w mojej karierze zawodowej, zdając sobie sprawę z wielu niedokończonych spraw, które planowaliśmy do realizacji, a których nie chciałam pozostawiać niedokończonych . Miałam ogromne wsparcie moich koleżanek z kierownictwa, całej społeczności szkolnej oraz Rady Rodziców w tworzeniu koncepcji pracy szkoły na kolejne lata, którą wspólnie opracowaliśmy w celu przedstawienia jej w postępowaniu konkursowym. Nie byłam tym razem w tak komfortowej sytuacji, jak 10 lat temu: miałam kontrkandydata, nota bene mojego byłego ucznia, a potem nauczyciela Studium Medycznego Wydziału Dietetyki. Fakt ten stał się dodatkowym czynnikiem, który pozwolił mi na pełną mobilizację sił do podjęcia wyzwania i sprawdzenia się w nowej sytuacji. Procedura konkursowa zakończyła się sukcesem, wygrałam konkurs na dyrektora szkoły dużą większością głosów Komisji. 
  Wracając do roku 1992 pamiętam, że dopiero po otrzymaniu pierwszego powołania na stanowisko dyrektora na okres 5 lat miałam poczucie stabilizacji na tym stanowisku, to co najgorsze miałam już za sobą, mogłam z moim Zespołem Kierowniczym planować długofalową pracę dydaktyczna i wychowawczą szkoły. Wprowadziliśmy do programu wychowawczego szereg imprez, konkursów dla uczniów przy czynnym udziale Samorządu Uczniowskiego. Prawie w każdym tygodniu coś się w szkole działo, oczywiście pozytywnego: konkursy przedmiotowe, konkursy piosenek, recytatorskie, zawody sportowe, z tradycyjnym corocznym Dniem Sportu Szkolnego. Z wielkim zaangażowaniem klasy przygotowywały się do tzw. „Fekuszu” czyli Festiwalu Kultury Szkolnej, którego finał odbywał się zawsze w pierwszy dzień wiosny w zwyczajowym dniu wagarowicza. Rywalizacja była niezwykle zacięta, a finały połączone były z wyborem Miss i Mistera Szkoły oraz najmilszego nauczyciela. Uczniowie prezentowali na scenie szkolnej kabarety, a także całe przedstawienia teatralne. „Moralność Pani Dulskiej” w wykonaniu uczniów klasy IVh (pierwszego rocznika „hotelarzy”) zrobiła furorę wspaniałymi, niepowtarzalnymi kreacjami aktorskimi. 
  Nie mogę nie wspomnieć o konkursach zawodowych, które corocznie organizowane były przez nauczycieli dla uczniów kształcących się w zawodzie kucharza i kelnera. Najpierw odbywały się jako konkursy wewnątrzszkolne, a potem z inicjatywy wicedyrektora ds. zawodowych Pani Aleksandry Antoń nasza młodzież prezentowała coraz częściej swoje umiejętności w krakowskich i ogólnopolskich konkursach gastronomicznych. Dzieło to kontynuowała Pani wicedyrektor Małgorzata Matysik, co zaowocowało udziałem młodzieży w konkursach międzynarodowych oraz kolejnymi edycjami Małopolskiego Konkursu Szkół Gastronomicznych, których organizatorem była nasza szkoła. Dzięki tym inicjatywom szkoła cieszyła się dużym prestiżem w środowisku Krakowa. Uczniowie zdobywali nagrody i punktowane miejsca. 
  Rozpoczęliśmy współpracę ze szkołami za granicą, wysyłaliśmy naszą młodzież na konkursy zawodowe do Preszowa na Słowacji i do Innsbrucka w Austrii, byliśmy dumni z ich sukcesów w postaci zdobywanych nagród i wyróżnień. Rozpoczęliśmy międzynarodową wymianę uczniów i nauczycieli. Pierwsze kontakty nawiązaliśmy ze szkołą zawodową w Norymberdze, potem ze Słowacją ze wspomnianą wyżej szkołą w Preszowie, ze szkołą gastronomiczną we Francji z miasta Nancy oraz z Finlandią. Szkoła nasza stawała się coraz bardziej atrakcyjna, o wysokiej renomie w środowisku Krakowa, dlatego nawet w okresie niżu demograficznego nigdy nie brakowało nam kandydatów na wszystkie kierunki kształcenia ponadgimnazjalnego i policealnego. Tworzyliśmy ciekawą ofertę edukacyjną w atrakcyjnych zawodach, mając na uwadze rozwój turystyki w naszym mieście, a co za tym idzie zapotrzebowanie na absolwentów przygotowanych do podjęcia pracy w hotelach, gastronomii i biurach turystycznych. 
  Oczywistym jest, że sukcesy naszych uczniów, a także wysoki poziom wychowania młodzieży w naszej szkole nie byłyby możliwe bez nauczycieli – entuzjastów, ich zaangażowania, a także bez odpowiednich osób na stanowiskach kierowniczych. W czasie mojej 13-letniej kadencji miałam szczęście współpracować z wyjątkowo odpowiedzialnymi, twórczymi i lojalnymi wicedyrektorami. Dzięki ich zdolnościom organizacyjnym, doświadczeniu w pracy pedagogicznej, a także profesjonalizmowi zawodowemu cieszyli się dużym autorytetem wśród nauczycieli i uczniów, co owocowało dobrą atmosferą pracy i pozytywnymi efektami podejmowanych działań na rzecz rozwoju szkoły. 
  Nadszedł trudny czas reformy w oświacie, co przekładało się w naszej szkole na zmianę w myśleniu o edukacji. Rodzice i ich dzieci zostali nazwani „klientami” szkoły, o których należy zabiegać, szkoła miała dokonywać stałej oceny jakości pracy i monitorować stopień realizacji planu rozwoju placówki, trzeba było jasno określić misję i wizję szkoły, określić jej mocne i słabe strony, wypracować długofalowy program wychowawczy, wypracować narzędzia pomiaru jakości pracy, opracować szereg regulaminów i kryteriów oceniania, a także ciągle zmieniać statut szkoły. Jak dodam do tego „nową maturę” i zewnętrzne egzaminy zawodowe, a także zmiany w zasadach awansu zawodowego nauczycieli to sama zastanawiam się, jak nam się udało wszystkiemu podołać. Dałyśmy jednak radę! Moje kochane wicedyrektorki: Basia Brewczyńska i Małgosia Matysik, często nie licząc sobie godzin pracy, razem z zespołami nauczycieli wdrażały reformę, pomagały w prowadzeniu szkoleń rady pedagogicznej, opracowywały i przeprowadzały ankiety wśród uczniów i nauczycieli, prezentowały wyniki pomiaru jakości pracy szkoły, realizowały moje pomysły służąc mi zawsze twórczą dyskusją. 
  W mojej wdzięcznej pamięci tych ostatnich lat pracy na zawsze pozostaną także nauczyciele, na których pomoc zawsze mogłam liczyć, którzy wspierali mnie w trudnych chwilach. Z sentymentem myślę tu o śp. Ewie Mynarskiej, która tak wcześnie odeszła, pozostawiając po sobie pustkę i mówiąc słowami poety: 

„ Żal że się za mało kochało 
że się myślało o sobie 
że się już nie zdążyło 
że było za późno…” 

/Ks. Jan Twardowski/


  Z wieloma osobami byłam związana wspólnymi spotkaniami nie tylko zawodowymi. Dzieliliście się ze mną swoimi troskami, a ja znajdowałam w was życzliwych mi rozmówców. Mile i z wdzięcznością wspominać zawsze będę Panie: Basię Brewczyńską, Małgosię Matysik, Ewę Grymek, Zofię Nocuń, Marię Drabicką, Zofię Mozgałę, Ewę Gąskę, Krzysię Wąs, Ewę Zawadzką, Anię Dryzek, Leszka Grelę, Roberta Seremaka, Jolę Story, Basię Pietrzak i wszystkich tych, których nie sposób tu wymienić, a byli mi szczególnie życzliwi. Do dziś spotykam się także z emerytowanymi nauczycielami naszej szkoły. Potrafimy przegadać wiele godzin, również wspominając czas spędzony razem w pracy w jakże odmiennych warunkach od dnia dzisiejszego. Jasia Dworzycka, Nina Szczepańska, Ewa Wasztyl, Basia Kubiak, Stasia Moryl, znajdują zawsze czas na wspólne „pogaduchy”, które - gdy ja już jestem emerytką - są dla mnie rozrywką, odrywając mnie od prozy życia. Dziękuję Wam moje drogie koleżanki za te wspólne chwile, za pamięć i wsparcie, z nadzieją na dalsze spotkania. 
  Nie mogę nie wspomnieć wspaniałej pracy wychowawczej w internacie naszej szkoły. Pod kierunkiem Pani kierownik Jolanty Story internat wypiękniał, wzbogacany stale w nowe meble, dekoracje pokoi i korytarzy wykonywane przez młodzież i wychowawców, a także zakupywane przez licznych sponsorów. Pomimo, że w placówce mieszkało blisko 200 wychowanek z różnych szkół panowała w niej rodzinna atmosfera. Wychowawczynie miały bardzo dobry kontakt z młodzieżą, profesjonalnie rozwiązywały trudne problemy wychowawcze, dbały o rozwój intelektualny i kulturalny uczennic. Często uczestniczyłam w imprezach internatowych z okazji Świąt Bożego Narodzenia, pożegnania absolwentek, w konkursach, wyborach „Miss Internatu”, podziwiając inwencję twórczą dziewcząt i Pań wychowawczyń: Basi Pietrzak, Eli Szymańskiej, Basi Szatko, Grażyny Babeckiej, Joasi Czwojdzińskiej. Będąc w naszym internacie, zawsze wspominałam swoją pracę wychowawczą w Domu Słuchacza Studium Medycznego, za którą zawsze tęskniłam. 
  Trudno 18 lat pracy zawodowej zawrzeć na kilku stronach papieru, wspomnieć wszystkich, których się spotkało na swojej drodze, wspomnieć chwile radosne i rozczarowania, sukcesy i porażki. Zawsze byłam optymistką, co pozwoliło mi przechodzić do porządku dziennego nad niepowodzeniami, wierzyłam, że następny dzień przyniesie nieoczekiwanie coś dobrego, a gdy opuszczał mnie optymizm, sięgałam do poezji Ks. Jana Twardowskiego, znajdując w niej pocieszenie i drogę do rozwiązania problemów, uczyłam się z niej poszukiwania pokładów dobra tkwiącego w każdym człowieku. 
  Miałam szczęście pracować z dobrymi ludźmi, z osobami, z którymi nadawałyśmy na tych samych falach, a nasze kontakty zawodowe przemieniły się w trwającą do dnia dzisiejszego przyjaźń. Mam tu na myśli Wandeczkę Janik, z którą przepracowałam w pełnej harmonii ponad trzydzieści lat, najpierw w Studium na ul. Kopernika, potem w szkole na Złotej Jesieni - osobę o wielkim sercu, życzliwą i niezawodną w trudnych sytuacjach, niezwykle lojalną, uczciwą, oddaną bez reszty szkole, na której pomoc mogłam zawsze liczyć zarówno w pracy jak i w życiu osobistym, znajdując w niej prawdziwą przyjaciółkę. 
  Z kolei, gdy 1995 roku pojawiła się jako moja sekretarka Fredzia Maj-Juszczyk, to Ona zniewoliła mnie swoim temperamentem, inteligencją, ciekawą osobowością, poczuciem humoru, dowcipem oraz umiejętnością nawiązywania dobrych kontaktów międzyludzkich. Szukała zawsze dobrych rozwiązań trudnych problemów, dawała sobie radę z moim pomysłem „otwartych drzwi”, co na pewno nieraz przeszkadzało jej w pracy, ale wpływało na tworzenie dobrej, ciepłej atmosfery w szkole. Ambitna, szybko się uczyła opanowując tajniki technik komputerowych, sprawnie przepisując tysiące tworzonych w szkole sprawozdań i dokumentów. Zawsze mogłam liczyć na jej lojalność, wsparcie i przyjaźń, znajdując w niej pokrewną duszę. 
  Ciepło zawsze wspominam moje Panie z działu księgowości i administracji: Beatkę Świderek-Gutowską, Iwonę Miśkowicz (kolejne główne księgowe), Małgosię Mikinę, Urszulę Klimczyk, Danusię Bielską, Elżbietę Kogut, Panią Halinkę Godziszewską - solidne, odpowiedzialne osoby, bez których nie mogłabym rozwijać bazy szkoły, internatu i stołówki, zdobywać środków na utrzymanie szkoły, zarządzać niemałą przecież placówką, liczącą ponad 100 pracowników i kształcącą ponad 1000 uczniów. Pamiętam także o pracownikach obsługi, godnych szacunku osobach, dbających nie tylko o czystość w szkole, ale również włączających się w wychowanie młodzieży, zwłaszcza na stanowiskach portierów i szatniarek. Pozostaną w mojej wdzięcznej pamięci Panie: Maria Wójcik, Zofia Wałęga - długoletnie, mocno związane z życiem szkoły pracownice. 
  Ostatni rok mojej pracy był szczególnie trudny głównie ze względu na pogarszający się stan zdrowia. Ubywało sił, potrzeba mi było odpoczynku i spokoju, na co nie mogłam liczyć wobec coraz to nowych zadań i obowiązków. Podjęłam decyzję o przejściu na emeryturę, wybierając między pracą zawodową a troską o swoje zdrowie, głównie ulegając presji mojej rodziny. Odchodziłam w poczuciu spełnienia się w roli nauczyciela i wychowawcy młodzieży, a także dyrektora szkoły. Zostawiałam szkołę w dobrych rękach, spokojna o jej rozwój, w rękach wypróbowanej i doświadczonej mojej dotychczasowej zastępczyni Pani Barbary Brewczyńskiej, będąc pewną, że pod Jej mądrym kierownictwem tak droga mi szkoła będzie rozkwitać, a udziałem nauczycieli i uczniów będą coraz to nowe sukcesy w kształceniu i wychowaniu.
  Pragnę gorąco podziękować za dary serc, które otrzymałam od wszystkich nauczycieli, katechetów, pracowników administracji i obsługi, uczniów i ich rodziców w postaci szczerych modlitw o moje zdrowie w chwilach dla mnie szczególnie ważnych, gdy walczyłam z chorobą nowotworową, za wsparcie duchowe i słowa pocieszenia. Jestem przekonana, że to dzięki Wam otrzymałam od Boga szansę na drugie życie. Bóg zapłać!
  W Jubileuszowym Roku z okazji 50 rocznicy powstania Zespołu Szkół Gastronomicznych Nr 1 w Krakowie składam Dyrekcji i całej społeczności szkolnej najserdeczniejsze życzenia, aby ten rok obfitował w wiele sukcesów zawodowych, aby spełniły się wszystkie zamierzenia związane z organizacją obchodów jubileuszowych, a w związku z tym dużo siły i zdrowia, hojnych sponsorów oraz odczuwalnego wsparcia władz oświatowych i samorządowych.
 
Wspominała mgr Elfrida Wątorek 
 

 Serdecznie zachęcamy do nadsyłania swoich wspomnień na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Pliki cookie ułatwiają świadczenie naszych usług. Korzystając z naszych usług, zgadzasz się, że używamy plików cookie.
Ok